wtorek, 23 czerwca 2015

piątek, 19 czerwca 2015

Lato



  Lubię,gdy po upalnych, parnych dniach,tuż po burzy, przychodzi cisza. Wychodzimy z domu i spoglądamy w górę. Posępne chmury płyną po niebie jak łódź po niespokojnym morzu. Ciemnozielone drzewa,ciężkie od deszczu, wiją się od wiatru. Kałuże niczym lustra odbijają nasze postacie,a powietrze lżejsze i wilgotne daje wytchnienie. G. biega w gumiakach po prawie bezludnej plaży i beztrosko skacze po wodzie. Łopatką wykopuje piasek i tworzy swoją własną rzekę. Wrzuca do niej listki i dumny ze swojej pracy prosi abym patrzyła jak płyną. Nad nami krąży kilka białych mew, a z wody przyglądają się nam kaczki. Czas płynie. Leczy rany.
  Znów zakwitły czerwone maki  i dojrzały truskawki,pomimo wszystko. Słodki zapach dojrzałych owoców unosi się w naszej kuchni, gdy przygotowujemy z nich dżemy i kompoty na zimę. G. nadzoruje moją pracę,przypominając o każdej czynności. Lubię w nim tą dbałość o szczegóły,która z biegiem lat w ludziach zanika.
  Lato jest urokliwe,łaskawsze od wiosny. Pełne ciepłego oślepiającego oczy słońca, orzeźwiającego deszczu, spływającego po włosach  i policzkach, późnych zachodów słońc, spacerów i wycieczek dusznym autem przed siebie. Ciepłe czerwcowe powietrze wkradło się do środka i rozpaliło moje serce na powrót i przekór losowi. Rozkochało w sobie dogłębnie i jeszcze bardziej uwrażliwiło na jego piękno. Nie mogłam pozostać obojętna. 















środa, 27 maja 2015

Strata


Nie dla mnie dziś spełnienie, uśmiech i radość,choć wszystko to było tak blisko mnie, ewoluując i przepełniając wiarą,że życie jest piękne. Powróciłam do rzeczywistości poraniona,inna,nieswoja. Bezwiednie obserwuję świat i nie umiem rozmawiać z ludźmi. Czuję jakiś dystans,przepaść. Zaczynam szukać znów siebie,wciąż potrzebując na to czasu,choć może już tamtej mnie wcale nie ma. Próbowałam być silna, godząc się z rzeczywistością,która zawiodła. W czterech ścianach o bladożółtym kolorze,siedząc na łóżku przy oknie, patrzyłam wciąż w pochmurne niebo i obserwowałam niepewny lot czarnych kruków,które nieustannie powracały na szpitalne mury. Padał wciąż deszcz i chmury pośpiesznie zmieniały kierunek. Chciałam żeby czas równie szybko mógł płynąć. Pragnęłam przespać ten zły okres, ukoić lęk,zapomnieć o wszystkim,jednak fizyczny ból skutecznie mnie od tego oddalał. Czekałam,choć niecierpliwie,aż wreszcie przestanie mnie dręczyć. Kuląc się wówczas, byłam tak krucha i samotna. Chciałam myśleć,że wszelkie substancje wprowadzane do moich żył,próbujące uśmierzyć cierpienie, pomogą również na moją chorą duszę. Łudziłam się tylko. Rzeczywistość znów stała się na powrót ostra,wyraźna,przytłaczająca.Za to niebo,ciemne,nieprzewidywalne nadal dzieli ze mną smutek.
 Wciąż jeszcze nie umiem zapełnić tej pustki w środku,tłumię łzy i nie potrafię odnaleźć się w tłumie. Może więc nie dla mnie dziś spełnienie,uśmiech i radość. Nie dziś,ale może jutro,pojutrze...





poniedziałek, 16 lutego 2015

Przeczekanie



  Szare, ponure dni z zimnym wiatrem przygnębiają do reszty. Patrzę za okno na zmieniający się krajobraz. Jeszcze zaledwie tydzień temu wszystko przykryte było grubą warstwą śniegu,który teraz prawie stopniał do reszty. Pamięć podsuwa mi wciąż obraz ciepłego styczniowego dnia. Liście po ulicy turlały się od wiatru i grzechotały jak zabawka dla niemowląt. Słońce zalewało mdłe budynki światłem,oślepiało i wskrzeszało do życia. Rowerzyści krążyli wokół nas z uśmiechem na twarzach. Pachniało tak cudownie wiosną! Szczęśliwa, mrużyłam powieki i pławiłam się tymi pobudzającymi zapachami. Obraz ten przywołuję w niecierpliwym wyczekiwaniu na te lepsze i cieplejsze dni. A czekać wyjątkowo nie lubię. Myślę o tym,siedząc w wypełnionej ludźmi, dusznej przychodni. Znów chciałabym uciec przed umykającymi tu godzinami,ale nie mogę. Prawie całkiem straciłam swój głos, od tygodnia prawie nie sypiam, a gorączka nie pozwala normalnie funkcjonować. Gardło kategorycznie odmówiło współpracy i zupełnie jak cała reszta, pokonało mnie czyniąc bezradną wobec choroby. I tak oto utknęliśmy w domu do odwołania. Cała trójka na antybiotyku. Zwijamy się więc jak embriony pod ciepłą kołdrą, oglądamy z synkiem zdjęcia z pierwszego przedstawienia w przedszkolu, które w obiektywie uchwycił dziadek i wciąż nie możemy uwierzyć,że czas tak szybko gna przed siebie. Patrzę na mojego małego chłopczyka w białej koszuli, grafitowych spodniach i kamizelce, tańczącego w kółeczku z innymi dziećmi i budzi się we mnie mnóstwo ciepłych uczuć. Teraz, chorując, tęskni za kolegami, ominie go pierwszy bal w przedszkolu, na który strój już od kilku tygodniu leży przygotowany w domu,ale spokojnie przyjmie to do wiadomości, zabawa jak zawsze pochłonie go do reszty. Będzie rysował po kropkach figury geometryczne, bawił się w strażaka i nauczy się wielu rymowanych wierszyków z książki pt."Literkowo". A jego mama może w końcu odkopie się z tej wielkiej wieży chusteczek,pod którą tkwi nieprzerwanie. 



Sen najlepszy na wszystko.

Odświeżone ściany w pokoju trzeba było ozdobić ulubionym motywem.

Teraz można się bawić.

I odbyć popołudniową drzemkę, która wciąż jest  tak potrzebna.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Słodkie chwile


   Rankiem,perełki światła,bezgłośnie zaczynają się wznosić ku niebu, aż w końcu roztrzaskują się czyniąc krajobraz cieplejszym i pełnym blasku. Otwieram powieki,strzepuję resztki snu i przewracam się na bok. Jesteś. Przywędrowałeś znów bladym świtem szukając słońca za oknem,które jeszcze nie zdążyło się przebudzić. Ułożyłeś się na brzuchu i zamknąłeś oczy. Było ci dobrze. Resztką pościeli okryłeś sobie nóżki i chciałeś odejść w sen. Zanim cię obudził dzień,jeszcze oczami wyobraźni widziałeś jak nocą biały puch gęstnieje na zielonej trawie. Wówczas jeszcze nie wiedziałeś,że nic takiego się nie wydarzyło. Noc była spokojna i wolna od hałasu. Nawet wiatr nie uderzał o szyby,przestraszył się mroku i uciekł w inne,nieznane nam zakątki. Tylko szereg latarni oświetlał chodniki i jezdnię,po której kilkakrotnie w dzień przejeżdżał pług. I dochodziły mnie czułe szepty,przerywane lekkim pochrapywaniem czworonoga,drzemiącego tuż obok,za łóżkiem.Przytuliłam cię i pocałowałam w policzek, po czym znów zasnęłam,a gdy się obudziłam niebo przybrało kolor zgaszonego popiołu. Zanosiło się na deszcz. Siedziałeś z tatą w swoim pokoju i czekając aż wstanę,prowadziłeś ciekawe rozmowy. Zawsze lubiłam ich słuchać. Nieustannie dopytywałeś- "a czemu" i nie zadowalała cię żadna, nawet bardzo wyczerpująca odpowiedź.    Poszliśmy do kuchni. Obiecałam,że dziś zrobimy twoje ulubione,jagodowe muffinki,a ty nie mogłeś się już doczekać. Pomogłam ci zawiązać z tyłu twój nowy świąteczny fartuch z bałwankiem,wyciągnęłam silikonowe foremki i odmierzyłam składniki,które ty wsypałeś do dużej miski i zacząłeś energicznie mieszać. Gdy już masa znajdowała się wewnątrz naszych kolorowych gwiazdek, ozdobiłeś je jagodami. To twoja ulubiona czynność,której zawsze towarzyszy duże skupienie. Uwielbiam przebywać z tobą w kuchni i oddawać się pieczeniu. Ty również.  Choć słodki smak nie jest twoim ulubionym,połowa muffinek ląduje w twoim brzuchu,a ty uśmiechasz się szeroko. I myślę sobie,że twoje roześmiane oczy są najlepszym lekarstwem na niepogodę. 











niedziela, 4 stycznia 2015

Nad ranem



   Nocą,słyszę jak otwierają i zamykają się drzwi od drugiego pokoju. Pokoju synka. Dochodzą mnie odgłosy bosych stópek biegnących po płytkach w przedpokoju. Jest. Stoi przez chwilę w progu, ubrany w jednoczęściową piżamkę z ciepłego polaru w kolorze żółto-niebieskim, tworzącą osobliwy strój strażaka Sama. W ręku,nawet po ciemku widać zarys dwóch trzymanych autek. Teraz pośpiesznie przymyka drzwi,by zaraz wślizgnąć się do naszego łóżka. Lokuje się w samym środku. Dwa modele samochodów kładzie przy sobie po prawej stronie. Zamienia ze mną kilka słów i zamyka powieki,chcąc zapaść w błogi sen, układając się przy tym jak żabka,co zwykł robić już w czasach niemowlęctwa. Kręci się przy tym, to w przód,to w tył. Po chwili obraca się na plecy,przekładając nogi w jedną,potem drugą stronę,tak,że co rusz lądują na mojej głowie. Autka zgrzytają pod naporem uderzeń,mimo to koniecznie muszą dzielić z nami powierzchnię łóżka. A jakże! Wreszcie twardy sen przenosi nas w inny wymiar,płynnych wizji i marzeń,a śnieg w tym czasie zupełnie nieoczekiwanie zasypuje ulice naszego miasta białą masą przypominającą ubitą pianę,dodawaną do ciasta. 
   Wczesnym rankiem mały chłopczyk otwiera zaspane oczka,rozgląda się dookoła,zerkając ukradkiem na małą szczelinę okna niepokrytą żaluzjami. Dostrzega w niej szary kolor nieba. To sygnał,że jest już dzień. W mig jest gotowy stawić czoło nowym przygodom,czekającym dziś na niego. Zdecydowanie jest rannym ptaszkiem,zupełnie jak jego tata. Uśmiecha się czule,całuję na dzień dobry i szybko znika razem ze swoimi czterokołowymi zabawkami w swoim królestwie. Kochany mój!





wtorek, 30 grudnia 2014

-10



   W końcu spadł śnieg. Jest biało,mroźno i klimatycznie. Urocza aura! W sam raz na wypady na sanki, kubek gorącej smakowej herbaty w domowym zaciszu czy długie wieczory spędzone nad ulubionymi grami planszowymi. I choć nie kocham zimy tak jak wiosny,to nadal lubię wpatrywać się w te cudowne,błyszczące płatki śniegu spadające z nieba. Jest w tym coś magicznego. Spacerujemy więc codziennie pośród białego puchu, zostawiając widoczne ślady na krętych ścieżkach. Obserwujemy ptaki,które nerwowo krążą nad miastem i wygłodniałe kaczki dryfujące na tafli zimnej 
wody. Wieczorami za to, w naszym ciepłym i przytulnym mieszkanku,pełnym świątecznych kolorowych ozdób,blasku świec i parujących kubków,tak dobrze nam razem. Wiem zatem,że z moimi ukochanymi mężczyznami  ta zima mi nie straszna!