wtorek, 30 grudnia 2014

-10



   W końcu spadł śnieg. Jest biało,mroźno i klimatycznie. Urocza aura! W sam raz na wypady na sanki, kubek gorącej smakowej herbaty w domowym zaciszu czy długie wieczory spędzone nad ulubionymi grami planszowymi. I choć nie kocham zimy tak jak wiosny,to nadal lubię wpatrywać się w te cudowne,błyszczące płatki śniegu spadające z nieba. Jest w tym coś magicznego. Spacerujemy więc codziennie pośród białego puchu, zostawiając widoczne ślady na krętych ścieżkach. Obserwujemy ptaki,które nerwowo krążą nad miastem i wygłodniałe kaczki dryfujące na tafli zimnej 
wody. Wieczorami za to, w naszym ciepłym i przytulnym mieszkanku,pełnym świątecznych kolorowych ozdób,blasku świec i parujących kubków,tak dobrze nam razem. Wiem zatem,że z moimi ukochanymi mężczyznami  ta zima mi nie straszna! 









piątek, 26 grudnia 2014

Świąteczny Kraków



 Świąteczne popołudnie,spędzone na Krakowskim rynku zawsze jest podobne. Nieśpieszne,kolorowe, pełne smaków i wnoszących się do nieba zapachów wigilijnych potraw,aż wreszcie pełne ludzi, którzy tłumnie, całymi rodzinami spacerują,rozmawiają lub śmieją się. Czuć tu świąteczny nastrój. Dostrzegam go w twarzach przechodniów,wypoczętych, odświętnych i wyciszonych. Nikt tu się nigdzie nie spieszy. Zajadam więc na świeżym powietrzu ulubione domowe pierogi, piję herbatkę,która w chłodny dzień tak dobrze się sprawdza i cieszę się tą rodzinną atmosferą. Godziny szybko nam uciekają,gdy spacerujemy aż do zmroku w blasku ciepłych bożonarodzeniowych ozdób. Wszyscy lubimy takie dni. Wesołych świąt!













niedziela, 14 grudnia 2014

Zmagania



  Te grudniowe,bezśnieżne dni,ostatnio mało gnuśne i wietrzne niosą ze sobą nutę dezorientacji i zagubienia. Wyczerpały nas długie minuty i godziny spędzone nad łóżkiem synka w nadziei na zmianę. Za oknem groźny wiatr napawał wszystkich lękiem,na zegarze wybijała godzina zero,a my karkołomnie,dzień po dniu zwalczaliśmy wirusa,który doprowadzał naprzemiennie nasze ciała jednym razem do wrzenia,drugim natomiast do zimnych dreszczy. Spętana bólem i gorączką dochodzącą niemalże do 40 stopni,zaniemogłam,stając się tym samym biernym obserwatorem wydarzeń. Przez kilka dni poranki tak szybko zmieniały się w popołudnia,a popołudnia w noc,aż przychodził następny dzień i zaczynał całą tą wyliczankę od początku. Liczby na tarczy zegara,litery z mozołem czytanej w tym okresie książki czy słowa w muzyce zlewały się w jedno. Były mętne jak kałuża po brudnym deszczu. Moje ciało w końcu osiągnęło homeostazę. Nastała dla nas wszystkich chwila oddechu,refleksji nad jutrem. Znów mam wrażenie jakby czas się kurczył, zawęził swoją miarę i cicho drwił z nas. Gdzieś na swojej granicy zamazuje historie ludzi. Czasem niesie im ukojenie,czasem ból. Patrzymy na to nie będąc obojętni,a nasze oczy są pełne wiary. Bez niej przecież nic nie miałoby sensu.